Panie
ubrane w rzeczywistość. Zbyt kolorową jak na poznańskie przepocone ulice.
Ciepło uderza w każdą myśli i skrapla się na czubku nosa. Spływa po betonowych
ścianach własnego rozsądku i znika gdzieś we wszechświecie. Każde granice
wyznaczone swoim własnym sumieniem nagle zacierają się i zamiast indywidualnych
jednostek, pojedynczych dusz otrzymujemy całkiem zgrabną masę. W kolorach
rozjechanego gołębia, niezbyt przyjemną masę. Poruszającą się, trzepocącą rozjechanymi skrzydłami. Oddychającą zapachem spalonych płuc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz