środa, 7 października 2015

wild

Królowa smutku
-chciałabym umrzeć – słowa rozlały się w pokoju i zapanowała niebłoga cisza. Mokre ściany jej oczu były już zmęczone. Leżąc przyglądała się rumieńcom starych wspomnień. Bladoróżowa twarz przesiąknięta słonawą cieczą nie pamiętała już, jak to jest się zaczerwienić. Od kilku dni nic nie jadła, kości wystawały z jej bioder niczym kanty stołu przykrytego obrusem. Jej mama zawsze takie obrusy krochmaliła i prasowała. Pachniało wtedy domem, takim niesztucznym i nie-na-chwile. Zamknęła oczy i zobaczyła swój oddech. Miał czerwony kolor i zaczął być jakiś ciężki. Jakby ktoś nagle założył na jej płuca kłódkę. Jakby ktoś chciał zamknąć jej porcelanowe piękno na klucz. Ciemnoczerwona krew zalała jej maluteńkie pęcherzyki w płucach.
Umarła po cichutku.