Śniło mi się
że ludzie byli uczciwi. Równo przystrzyżone trawniki przed domem oznaczały fryzurę
właściciela. Zaniedbane chaszcze były oznaką nieumytych strąków na głowie, nie
mytych i brzydko pachnących. Trawa przystrzyżona, odznaczająca się niebywałym
połyskiem sugerowała, że właściciel pedantycznie swoje przystrzyżone włosy
układa i sztorcuje na żel. Nie raz zdarza się, że trawniki przed domem są
zwyczajne, ni to krótkie ni to długie. Oznacza to taką „normalność”. Taką, co
to zwykłość układa w rzędy. Nie ma tutaj miejsca na coś ponad, jest tylko
głupia trawa. Jednak w moim śnie miało to znaczenie. Szłam ulicą, widziałam
kolorowe podwórka i chciałam na chwilę do nich należeć. Ten sen powtarza się
czasem, ale w różnych wydaniach. Innym razem siedziałam w samochodzie, razem z
obcymi ludźmi do których się przykolegowałam. Na jeden dzień byłam córką innych
rodziców. Wracaliśmy wtedy z zakupów, całkiem zwyczajnie, normalnie. Siedziałam
na tylnym, środkowym siedzeniu i patrzyłam jak ulica przesuwa się szybko w moją
stronę. Oglądałam świat przez przednią szybę i czułam się zupełnie zwyczajną
córką, zwyczajnych rodziców.
Teraz jednak
idę tylko ulicą. Inny egzemplarz tego samego snu. Z tym samym poczuciem chcenia
być kimś innym. Przez betonowy płot widzę jakiegoś chłopca. W sumie to już nie
chłopiec, a nastoletni mężczyzna. Naprawia swoje rolki, a przed nim stoi
ogromny motor ojca. Razem majsterkują, rozmawiają o częściach zamiennych i o
tych głupich kamyczkach, co się wpieprzają w te kółka od rolek. Kamyki muszą
być jakieś nawiedzone, bo co chwila wskakują w szczelinę między hamulcem a
ostatnim kółkiem i zatrzymują jazdę. Ojciec ma obok siebie całą skrzynkę z
narzędziami, klęczy przed maszyną. Oni są przed domem, z białymi ścianami i
fajnym pokojem na poddaszu. Podwórko wyłożone kostką pozwala na to, aby ten od
rolek mógł w końcu wypróbować to, co naprawił. Niedaleko rozlega się ładny
trawnik. Taki zwyczajny, wczoraj przystrzyżony. Ludzie względnie szczęśliwi,
tworzą uroczy widok dla moich oczu. Chciałabym być z nimi, na tym trawniku.
Należeć do ich rodziny, ale tylko na jeden dzień. Potem napisać list do samej
siebie, że nie, to nie jest to czego szukam i przenieść się gdzieś dalej. Może
w końcu znalazłabym kawałek przestrzeni dla siebie w ten sposób? Może to byłoby
to, czego sobie potrzebuję. Mój sen jednak przenosi mnie do środka domku. Zasada nocnych podróżników:
mówisz masz, nie pytaj jak. W środku ślicznie urządzonego pomieszczenia pani
domu czyta książkę na fotelu przy oknie. Ogląda swojego męża i syna, zaraz
pojawia się również córka, która była u koleżanki. Obok fotela, na którym
siedzi ciemnowłosa pani stoi rustykalna komoda. Na niej ramki ze zdjęciami.
Kolorystycznie dopasowane do barwy ścian w pokoju. Ze środków ramek wyciekają
wspomnienia. Z pierwszej komunii, pierwszego mleczaka na dłoni. Pierwszych
urodzin, pierwszej wycieczki w góry. Ogromne uśmiechy i hektolitry radości obite
w te zwykłe ramki. Świat w tym domu opakowany bardzo ładnie. Na ścianach
pamiątki z podróży ojca. Wychodzę na podwórko, ale nikt nie zwraca na mnie
uwagi. Nikt nie czuje mojej obecności. Tylko kot dziwnie na mnie patrzy, jakoś
z ukosa. Wszyscy patrzą, ale nie widzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz