wtorek, 19 maja 2015

Marmolada wieloowocowa

Kroiłam dzisiaj ogórki. Wyciągałam te pomarszczone ciałka ze słoika, gdzie gorczyca dryfowała na powierzchni zalewy. Tu i ówdzie czarne kulki pieprzu pojawiały się pośród malutkich białych kuleczek gorczycy. Trochę jak albinosy w Afryce. Same ogórki przypominały mi niedorozwinięte dzieci. Malutkie istoty w pozycji embrionalnej. Kroiłam nożem z pomarańczowym uchwytem. Ogórki w dotyku są jak smoki. Mają chropowatą powierzchnię, milion brodawek. W dodatku to pomarszczenie… Wyciągam ze słoika ostatni wypłowiało-zielony egzemplarz i kroję w nierówną kostkę. Ze słuchawek w moich uszach wydostają się dźwięki o smaku takiego ogórka. Słodko-kwaśna, całkiem przyjemna piosenka. Jednak jej kolor jest nieco jaśniejszy – bardziej żywy niż martwy ogórek w zalewie. Kolejna piosenka jest mdła, jak tania marmolada. Puste kalorie fałszywych barwników i symulatorów smaku. Czerwony barwnik robi się z takich malutkich robaczków[1].Prawdziwa w tej piosence jest tylko 0,01% część z prawdziwych owoców. Chce mi się rzygać od takiej muzyki.



[1] Z mszyc żerujących na kaktusach rosnących w tropikalnych rejonach Ameryki Północnej i Centralnej. Barwnik pozyskiwany jest zarówno z robaczych odwłoków jak i składanych przez nie jaj.




Brak komentarzy: