czwartek, 19 marca 2015

skrzypek za dwa zlote






Melodia miała smak niedopieszczonej przez deszcz kałuży - takiej co to zlewa się ukradkiem w jedną z dziur i wypełnia swoją powierzchnią niechciane przestrzenie. Nuta słodkości gdzieś dryfowała, ale to zupełnie tak jak ze słodzikiem zamiast cukru. Zamiast słodu całość stawała się nieznośnie mdła. Zadławić mogła się słuchająca pani w czerwonym berecie. Panna Ambrozja słyszała przecież inny wymiar stłamszonych krzyków rozstrojonego instrumentu. Skakała mimo podeszłego wieku swoimi błękitnymi pantoflami po skrawkach ciemności, w jakiej przyszło jej żyć. Żółtymi paznokciami wydrapywała resztki uczuć z roztargnionych dźwięków.

W jej ciemności czasem pojawiały się migające światełka. Melodia rzęziła wtedy swoją smutną opowieść niczym pijany marynarz setną zwrotkę morskich opowieści'. Światełka były jedyną płaszczyzną urozmaicającą wizualną przestrzeń starszej pani. Pewnego razu jednak, podczas podmuchów zbyt mocnego wiatru Panna Ambrozja potkneła się o błękitną zapinkę pantofla, która figlarnie zaplątała się wokół przetartego rzemyka. Kobieta runęła wprost w mokrą przestrzeń między dwoma ogromnymi kamieniami. Karmazynowa, bajeczna ciecz zaczęła barwić ohydę kałużową na znacznie przyjemniejszą barwę. Czerwony beret stał się okrętem fioletowych wód. Niczym Titanic nieustraszony brnął w podmuchu zbyt porywistego wiatru. Kałuże od tamtej pory wydają się smakować inaczej, bo melodia doprawiona klęską smakuje inaczej.


Brak komentarzy: